Recenzja Sezonu 1

Dyplomatka (2023)
Liza Johnson
Simon Cellan Jones

Za dużo telenoweli

W momentach, gdy serial przedstawia widzianą od dyplomatycznego zaplecza globalną politykę, ogląda się go znakomicie – w swoich najlepszych scenach to dobrze napisany, zrealizowany i zagrany
Za dużo telenoweli
Kate Wyler przygotowywała się do objęcia ambasady w Kabulu do lat. Jako doświadczona dyplomatka budowała w państwie, w którym po wycofaniu się amerykańskich wojsk władzę ponownie przejęli talibowie, stabilne kontakty i miała własny pomysł na wewnętrzną politykę. W ostatniej chwili zamiast do Kabulu Kate została jednak skierowana do Londynu. Placówka Wielkiej Brytanii nagle stała się bowiem politycznie gorąca: u wybrzeży Iranu uszkodzony został brytyjski okręt wojenny. Jeśli Wielka Brytania obwini Iran i odpowie zbrojnie, może to grozić globalnym konfliktem. 


Taki jest punkt wyjścia serialu "Dyplomatka", nowej produkcji Netflixa. Przez osiem odcinków oglądamy, jak Kate próbuje odnaleźć się w londyńskiej placówce, jak usiłuje rozwiązywać zarówno międzynarodowe napięcia, jak i polityczne konflikty w ramach administracji, która wysłała ją do Wielkiej Brytanii. 

Na pewno wielką zaletą serialu jest jego mocne osadzenie we współczesnej sytuacji międzynarodowej. Na świecie zbyt wiele się dziś dzieje, byśmy mogli przejąć się dalekimi, oderwanymi od lokalnych napięć konfliktami. "Dyplomatka" unika więc tej pułapki. Przedstawia fikcyjne wydarzenia, ale takie, które moglibyśmy sobie wyobrazić w telewizyjnych wiadomościach w najbliższych dniach. Ważnego tła dostarcza wojna w Ukrainie, w serialu mamy też odniesienia do Brexitu, specyfiki zdominowanej od ponad dekady przez Torysów brytyjskiej polityki, agresywnych działań Rosji, konfliktu Stanów z Iranem czy grupy Wagnera. 

W momentach, gdy serial przedstawia widzianą od dyplomatycznego zaplecza globalną politykę, ogląda się go znakomicie – w swoich najlepszych scenach to dobrze napisany, zrealizowany i zagrany dramat polityczny, raczej z idealistycznej tradycji "Prezydenckiego pokera" niż cynicznego "House of Cards". Twórczyni "Dyplomatki", Deborah Cahn, pracowała zresztą przy tym pierwszym serialu jako scenarzystka przez kilka sezonów.


Pewne wątpliwości budzi często wracająca w serialu opozycja między ekspertami a politykami. Eksperci – tacy jak Kate – mają wiedzę i na jej podstawie prowadzą racjonalną politykę, proporcjonalnie odpowiadającą na zagrożenia. Politycy tymczasem są więźniami swoich partykularnych, wyborczych interesów. Bardziej niż rozwiązywanie realnych problemów interesuje ich budowanie własnego wizerunku. Podstawowym, jeśli nie jedynym, horyzontem są dla nich następne wybory.

Rozumiem, że po ekscesach Trumpowskiego populizmu – wrogiego wiedzy i ekspertom – amerykańska popkultura potrzebuje takich narracji. Twórcy serialu zbyt łatwo jednak ustawiają ten temat, nie jest on bowiem tak prosty, jak go przedstawiają. 

Największy problem z "Dyplomatką" polega jednak na tym, że Cahn wydaje się nie wierzyć w to, że polityczny temat poniesie serial, że utrzyma zainteresowanie widza. Dokłada więc wątek osobistych relacji Kate. Ambasadorka przyjeżdża do Londynu z mężem, także zawodowym dyplomatą, Halem Wylerem (świetny Rufus Sewell). Ich małżeństwo już wcześniej się rozpadło, para śpi w osobnych sypialniach, ale nie może się do końca rozstać. Hal ciężko też radzi sobie z byciem w cieniu żony, ciągle wykorzystuje swoją dawną pozycję i kontakty, próbując wpłynąć na politykę kierowanej przez Kate placówki, od której spraw zgodnie z przepisami powinien jako osoba prywatna trzymać się z daleka. Kate w dodatku nawiązuje bliską zawodową relację z brytyjski ministrem spraw zagranicznych; między nimi rodzi się romantyczne napięcie.


Pewnie serialu o samej polityce, bez osobistych wątków z życia bohaterów, nakręcić by się nie dało. Problem w "Dyplomatce" są jednak proporcje i jakość tych historii. Ta druga niestety bliższa jest telenoweli niż jakościowej telewizji. Wątki osobiste rozwadniają też polityczną intrygę. W ogóle "Dyplomatka" jest produkcją, która bardzo by zyskała na kondensacji. Serial działałby o wiele lepiej, gdyby z rozwleczonych ośmiu odcinków skrócić go do gęstych czterech-pięciu.

Gdy serial zaczyna już męczyć, świetne zakończenie ostatniego odcinka na powrót skupia uwagę i rozbudza apetyt na drugi sezon. Z pewnością dam mu szansę, ale błagam twórców: więcej politycznego mięcha, mniej telenoweli!
 
1 10
Moja ocena serialu:
6
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones